Przegląd Sportowy nr 32 - Sobota 24 grudnia 1921.
Przebieg zawodów.
O godz. 1:45 wyszła na boisko drużyna polska, przywitana burzą oklasków przez publiczność, która w liczbie koło 10.000 zapełniała trybuny po obu stronach boiska. Po wzniesieniu okrzyku na cześć publiczności i po sfotografowaniu się sędzia Graetz wezwał od siebie obu kapitanów, Kertesza II. i Synowca. Los wypadł na korzyść naszą. Drużyny stanęły naprzeciw siebie w następującym składzie:
Węgry: Zsak – Fogl II, Mandl – Kertesz II, Obitz, Blum – Pluhar, Molnar, Szabo, Schlosser, Wiener II
Polska: Loth II – Marczewski, Gintel – Synowiec, Cikowski, Styczeń – Szperling, Einbacher, Kałuża, W. Kuchar, Mielech
Gra rozpoczyna się w szalonym tempie. Węgrzy przechodzą odrazu do szeregu ataków, inscenizowanych przeważnie przez Schlossera. Dribbling tego gracza unicestwia Gintel, następnie Loth II robinzonadą chwyta silny strzał Molnara. Drużyna polska gra szalenie nerwowo, jedynie Loth II i Styczeń pracują spokojnie. Pomoc i obrona myśli tylko o obronie własnej bramki, lecz czyni to bezplanowo. Styczeń i Synowiec trzymają się zanadto środka i zamało pilnują skrzydeł. Węgrzy atakują dalej z furią; Schlosser rozdziela wzorowo piłki na skrzydła i do środka. W 18 min. Wiener II. centruje; robi się tłok pod bramką polską, z którego korzysta Szabo, strzelając po wyminięciu Marczewskiego z bliskiej odległości pierwszą i jedyną bramkę dla Węgrów. Loth, który w tym momencie biegł w przeciwny róg, zdołał jeszcze złapać piłkę, lecz strzał był za silny. W 22 min. Kucharowi wypuszcza Kałuża; Zsak wybiega, pada głową wprzód w chwili gdy Kuchar, naciskany z obu stron przez obrońców, kopie w piłkę i otrzymuję kopnięcie w głowę, które pozbawia go przytomności. Po kilku minutach Zsak wstaje i słaniając się, wraca do bramki. W 33 min. pierwszy korner dla Węgrów. W trzy minuty później Molnar przedziera się i strzela ostro; Loth odbija piłkę na korner. W 41 min. ładny atak drużyny polskiej, nagrodzony oklaskami. Minutę przed pauzą sędzie dyktuje karny przeciwko Polsce; Molnar bowiem potyka się o nogę Marczewskiego i pada. Szalenie silny strzał Fogla II. przelatuje tuż nad poprzeczką.
W pierwszej połowie gry Węgrzy mieli przygniatającą przewagę nad naszą drużyną, grającą bardzo słabo. Atak zawiódł zupełnie i nie mógł się zdobyć na celową kombinację, na jeden strzał do bramki, nie mógł też utrzymać ani razu piłki, by choć przez chwilę dać możność wypoczynku obronie pracującej pełną parą. Część winy tego spoczywa na pomocy, która nie karmiła ataku dobremi piłkami, lecz z drugiej strony napastnicy nasi, szczególnie Wacek, dziwnie źle się ustawiali.
W drugiej zato połowie drużyna nasza przedstawiła się w znacznie korzystniejszym świetle. Gracze polscy wytrzymali tempo znacznie lepiej, niż Węgrzy, a oprócz tego wszyscy grali spokojniej, a zatem lepiej, niż przed pauzą. Niektórzy z nich, zwłaszcza Einbacher i Marczewski, pracowali coraz skuteczniej. Mimo to Węgrzy i w tej połowie mieli przewagę, aczkolwiek nie tak już znaczną, a nasi napastnicy dość często zjawiali się w pobliżu bramki przeciwnika. Aura sprzyjała w tym dniu Węgrom, gdyż po pauzie wiatr się zmienił kierunek, wiejąc silnie w twarz naszym graczom. Przez kwadrans zacinał drobny deszcz.
W bramce gra zamiast Zsaka Amsel z prowinc. klubu Bekes Csaba. Już w 1 minucie wypada mu z rąk piłka, scentrowana przez Mielecha; Kuchara strzał przechodzi ponad pustą bramką. W 4 min. wspaniały moment pod polską bramką: Wiener centruje, a Molnar, napierany przez Synowca, trzykrotnie usiłuje zrobić głową bramkę: dwa razy piłkę odbija Loth, raz poprzeczka tamuje piłce drogę do brami. W 25 min. atak polski kończy Mandl kornerem. Ataki Węgrów bez rezultatu wskutek tego, że napastnicy nie mogą się zrozumieć, a przytem okazują niezdecydowanie pod bramką. Korzystając z wiatru, Węgrzy, zwłaszcza Molnar, a nawet kilkakrotnie Keresz II i raz Blum oddają szereg strzałów na bramkę; piłka jednak przechodzi jużto koło słupka, jużto grzęźnie w pewnych rękach doskonałego Lotha. Raz także Marczewski zachował się niezwykle przytomnie, wykopując piłkę na out prawie z linii bramkowej. Napad polski przeprowadza także ataki, zdobywając kornery, wyrabia sobie nawet 2 dobre sytuacje, lecz nie umiał strzelać.
Żadnej ze stron nie udało się mimo wysiłków zmienić rezultatu. Rzótów narożnych 8:3 na korzyść Węgier. Sędzia p. Graetz z Pragi dobry, mimo, że nie zauważył po obu stronach kilku pozycji spalonych. Zresztą miał on łatwe zadanie, ponieważ gra była nadzwyczaj poprawna, bez żadnych foulów.
Ocena drużyny i uwagi.
Zawody nie były ani zajmujące ani nie stały pod względem sportowym na wysokim poziomie. Przyczyną tego był fakt, że ataki obu partyj zawiodły. W drużynie węgierskiej brak Ortha dawał się dotkliwie odczuwać. Szabo nie mógł go zupełnie zastąpić, wobec czego rola kierownika spadła na Schlossera. Oprócz Schlossera wybijał się w ataku jedynie Molnar. Napad drużyny polskiej szwankował wskutek tego, że Kałuża był chory. Pozatem drużyna nasza popełniła wielki błąd taktyczny. Przyzwyczaiwszy się na zawodach próbnych do forsowania prawej strony ataku, czyniła to wytrwale do końca, mimo że Kuchar i Mielech, natrafiwszy na silniejszą stronę obrony (Bluma i Mandla), nie stali na wysokości zadania, natomiast nie wyzyskała po pauzie słabego punktu Węgrów, jakim był Kertesz II (nie wytrzymał tempa), przez co i Einbacher i Szperling mieli łatwiejszą pracę. U Węgrów najlepszą częścią drużyny była pomoc, przez którą nie można było się po prostu przedrzeć. Szczególnie Blum dawał się we znaki. Z obrony Mandl był lepszym niż Fogl II. Bramkarze Węgrów nie mieli nic do roboty. – Gracze polscy, z wyjątkiem Lotha II, który pokazał swoją klasę, grali znacznie gorzej niż zazwyczaj; po pauzie oprócz Lotha także Einbacher grał jak zwykle. Co było przyczyną tego? Przedewszystkiem zdenerwowanie. Każdy gracz odczuwał, że reprezentuje sport polski, a amicja klubowa jest mniejsza, niż narodowa. Ponieważ wszyscy znaleźli się po raz pierwszy w tej roli, a przytem nie mieli tej rutyny co Węgrzy, przeto nerwowości tej nie można im brać za złe.
Zato wszyscy grali z szaloną ambicją i ofiarnością, którą zgodnie chwalą dzienniki węgierskie, przeciwstawiając ją obojętności i zblazowaniu graczy Węgierskich. Drugą, znacznie ważniejszą przyczyną słabej gry naszej reprezentacji było przemęczenie podróżą. W poniedziałek, po tak wytężających zawodach, gracze czuli się fizycznie znacznie lepiej niż w niedzielę.
Powinno to być dla P.Z.P.N. wskazówką na przyszłość, by przed ważnymi zawodami drużyna miała dzień wypoczynku po dłuższej podróży. Jak ważną to jest rzeczą, tego dowodzi fakt, że Cracovia grała z M.T.K. o klasę lepiej, niż dzień przedtem z F.T.C. Wobec tego trudno jest ganić i krytykować poszczególnych naszych graczy, boć przecież odporność na trudy podróży jest u każdego inna. Każdy dawał z siebie to, co miał najlepszego, każdy pracował wedle swych sił. Charakterystyczną rzeczą, dla naszych graczy bardzo pochlebną, jest fakt, że wszyscy w wysokim stopniu niezadowoleni z siebie i ze swej gry. Jeśli mimo to uzyskaliśmy wynik tak zaszczytny, to możemy z tego wysnuć śmiało wniosek, że nasz sport piłki nożnej nie stoi znów o wiele niżej od sportu w środkowej Europie.
Znaczenie zawodów.
A wynik ten jest naprawdę nadzwyczaj chlubny. Ponieśliśmy porażkę najmniejszą, jaką zna ten sport, najmniejszą z wszystkich państw, jakie w tym roku gościły w Budapeszcie (Węgry-Niemcy Poł. 3:0, Węgry-Niemcy Środkowe 3:2, Węgry-Szwecja 4:2). Wprawdzie drużyna węgierska była osłabiona, lecz nie zmienia to faktu, że Węgrzy nie mieli w tym dniu lepszych graczy do dyspozycji. Przez wynik ten doprowadziliśmy do tego, że odrazu stajemy się Państwem, z którem zagranica w sporcie piłki nożnej liczyć się musi. Dlatego radość, jaka ogarnęła polski świat sportowy, jest zupełnie zrozumiała, zrozumiałemi są też gratulacje, jakich nie szczędzili Węgrzy.
W Europie interesowano się wielce tymi zawodami. Faktem jest, że np. wieża Eiffla w Paryżu dwukrotnie interpelowała w niedzielę wieczorem radjostację budapesztańską o wynik!